Bruschetta, guacamole i tapenada  – wielka, choć skromna Trójka. Ratuje (szczególnie bruschetta) z każdej opresji – bo pomidory i CZOSNEK każdy w domu ma zawsze :). Niepozorne smarowidła do chleba, robią wrażenie prostotą składników i tym jak smakują. Porzućcie masła, margaryny, wędliny i sery! Jakiekolwiek pieczywo macie pod ręką, smarujcie je na wiosnę pastą z pomidorów, czarnych oliwek i awokado.

„Dwa machnięcia kocim ogonem” jak mawiała Mia Wallace. Tyle zajmie Wam przygotowanie tej pysznej i pięknie wyglądającej przystawki. Czasu wolnego potrzebuje jak zamrażarka lodu, dysk zapełniony zdjęciami bez obróbki, lodówka załadowana przeterminowanymi półproduktami. Jeśli ktoś zna handlarza czasu, proszę o namiar. Tymczasem szkoda czasu na pisanie opasłych akapitów, zobaczmy co dziś w kuchni.

Jestem w przeciągu wyjazdów. Zdążyłem już zapomnieć o kulinarnych bachanaliach z ostatniego tygodnia (cztery dni nieustannej jazdy po cypryjskich tawernach – szczegóły wkrótce na Onecie) i jeszcze bez gorączki podróżnej przed powrotem do stolicy klubów fado i nieustającej saudade. Mam chwilę czasu, aby wrócić do rejonów w kuchni mi najbliższych. Z lekka przymuszony do przygotowania „czegokolwiek” na niedzielny obiad, sięgnąłem po tajskie receptury.

Jesień nieśmiało spogląda z szafy, na blogu żadnych nowych przepisów. Po wrześniowej wizycie w Katalonii (region Penedes), powinienem zarzuć Was przepisami na tapas czy paelle. Nic z tego, choć jedzenie było przewidywalnie pyszne, było tylko dodatkiem to wypitych dziesiątek butelek wina.

Krótko-długi weekend sierpniowy w tym roku spędziliśmy siedząc na tyłkach. Tzn przemieszczaliśmy się sporo, ale więcej z tego było wymuszonych sytuacją logistycznych akrobacji niż podróżowania w sensie stricte, z mapą, celem podróży i wizą w paszporcie. Wszędzie zaś niepokój przemieszany z melancholią. To już, wakacje się kończą, jesień nadchodzi szybciej niż kolejny kryzys w Palestynie.

Co za herezja! Siedzimy pod deszczem przeplatanym słońcem Toskanii i zamiast ugniatać w rękach gnocchi, gotować penne czy choćby pojechać do Volterry na niezłą marinarę, na pożegnanie włoskich wakacji gotujemy coś z kulinarnych antypodów. Cóż, tak wyszło.

Dziś przepis wybitnie letni i śródziemnomorski – ale czy może być inny – dziś, w drugi dzień wakacji?

Black Francis długo zarzekał się, że Pixies nigdy nie nagrają nowej płyty i nie wrócą na scenę. Czarny Franek nie dotrzymał słowa, w czerwcu Pixies zagrają w Warszawie. Comeback jest raczej z gatunku przygnębiających. BMI Franka w ciągu 20 lat wzrósł mniej więcej tyle ile PKB w Polsce na głowę obywatela. Singiel z nowej płyty „Indie Cindy” brzmi jak strona C singli z końcowych lat eighties. Jest źle, wołabym za karę słuchać chyba codziennie numerów Jesus Jones.

Na szparagi trzeba poczekać jeszcze kilka tygodni zanim pojawią się w Polsce. Staram się kupować je zawsze na krakowskim Starym Kleparzu – tam z reguły są najlepsze. Końcówka kwietnia. Słońce o dziwo grzeje jak w czerwcu, więc wracam czym prędzej do wiosenno-letnich przepisów. Udało mi się już dorwać szparagi – import prosto z Alzacji – w jednym z marketów (chyba lidl?? ale pewności nie mam – demencja). Szybka decyzja i robię coś, co jest prostsze od gotowania jajka na twardo.