Jednym z minusów mieszkania w naszej strefie klimatycznej jest smutny fakt, że w ciągu roku, temperatura na zewnątrz częściej pozwala na zamawianie u barmana grzańca niż zimnego pilsnerka. To samo dotyczy paliwa bardziej stałego. Dopiero ostatni gorący weekend (30+ w accuweather) pozwolił na utopienie wspomnień o ciężkich, nudnych eintopfach w wielkim garze chłodnika. Tak! Nastały temperatury, które bezkarnie pozwalają opijać się chłodnikami.
Weźcie przepis pierwszy lepszy z brzegu, miarę odmierzajcie od niechcenia, niedokładnie. Chłodnik to spontaniczne krojenie, mieszanie, doprawianie i dodawanie warzyw. Nie miara jest ważna, a serce i przyjemność przyrządzania potrawy.
W podstawowej wersji potrzebujemy:
- pęczek młodej botwinki z młodymi listkami,
- 4-6 młode, małe buraczki,
- litr maślanki lub kefiru,
- pęczek rzodkiewek,
- 2 ogórki;
- pęczek koperku | cebula dymka;
- 4 jajka ugotowane na twardo (dla mnie opcja, ortodoksi nie zjedzą chłodnika jeśli nie ma w nim jajek);
- sok z cytryny,
- sól, pieprz do smaku
Przygotowanie:
Kroimy, siekamy, mieszamy. Jajka i buraki należy lekko podgotować. Całość wstawiamy na dwie godziny do lodówki.