Zdarzyło się tak, że ostatni weekend spędziłem w Hanoi. Krótki citybreak – 4 dni na miejscu – i powrót do domu. Poniżej esencja, luźne uwagi z pobytu. Dłuższa relacja w najbliższym czasie na Onecie.
Jeden
Nie planujcie wizyty w okresie czerwiec-sierpień. Nie ma takiej ilości zimnego piwa, która was wtedy skutecznie schłodzi.
Dwa
Biały na każdym kroku traktowany jest jak bankomat. Uśmiech i zdecydowane „No, thank you” z reguły załatwiają sprawę.
Trzy
Stara Dzielnica (Old Quarter) to największa atrakcja miasta – ma klimat, ale pełno tu smutnych, zamęczonych kacem i upałem bladych backpackersów. Idź lepiej do dzielnicy francuskiej do kolonialnego Hotelu Metropol. Piwo kosztuje co prawda aż 5 dolarów ale mają tam bar z basenem. Albo idź na najlepsze lody w promieniu 500 km, nad jeziorko Trúc Bạch.
Cztery
Piwo. Nieważne jakie piwo byle byłoby zimne. Fałsz. Tiger, saigon czy bia ha noi to przeciętne piwa, o których zapomnicie natychmiast po spożyciu. Warto za to spróbować bia hơi – słabego (2-3%) ryżowego piwa podawanego prosto z beczki.
Pięć
Jeśli w miejscu gdzie Was karmią usłyszycie od pięknej dziewczyny z obsługi „kiss me„, znaczy to mniej więcej „excuse me„. Sorry boys :)
Sześć
Pierwsze pytanie, które usłyszysz od poznanej Wietnamki to „Czy masz żonę?”. Odpowiedź twierdząca schładza konwersację to średniej temperatury w grudniu w Reykjavíku. Cały czas schodziłem zmarznięty.
Siedem
Po mieście poruszamy się taksówkami lub na nogach. Taksówki są tanie – dwa dolary za przejazd 5 km – pilnuj aby kierowca włączył taksometr.
Osiem
Jedzenie – jeść można wszystko na co ma się ochotę, wszystko jest pyszne. Im gorzej wygląda garkuchnia od frontu, tym lepiej dla waszych żołądków. Ważne by jadali tam lokalesi.
Więcej o Wietnamie przeczytacie w reportażu Pawła Zająca – tylko na Onecie.